Heroizm dawniej i dziś

10 lat temu zostałem poproszony przez środowisko kobiet związanych z projektem PROGRESSteron o wygłoszenie wykładu pt. „Gdzie ci mężczyźni” i jak rozwijać ich współczesny heroizm? Inspiracją do tego wykładu stała się znana piosenka Danuty Rinn. O ile jednak z reguły podoba się ona kobietom, to wielu mężczyzn jej nie lubi. Bo co to dzisiaj znaczy być „orłem, sokołem, herosem”? Te metafory wydają się bardzo wymagające, a kojarzące się z nimi ideały – nieosiągalne. „Heroizm, bohaterstwo, rycerskość? To wszystko może było dobre w epoce romantyzmu, ale dzisiaj? W tych ciężkich czasach trzeba walczyć o przetrwanie. A jak się uda to i o odpowiedni standard, może nawet o sukces. To jest zadanie dla współczesnego mężczyzny” – tak często kwitują sprawę mężczyźni. I pozbawiają się dostępu do swoich ważnych cech i możliwości. Rezygnują przy tym z integralnej części siebie.

Wykład wyjaśnia w jakim sensie opiewane przez Danutę Rinn wzorce męskości są aktualne także dzisiaj, jak można je obecnie rozumieć oraz w jaki sposób kobiety mogą inspirować partnerów do budzenia w nich heroizmu w życiu codziennym. A poprzez to – do odzyskiwania istotnego aspektu swojego potencjału. Po dziesięciu latach od wygłoszenia wspomnianego wykładu właściwie rozumiany heroizm jest tematem wciąż aktualnym i zdecydowałem się poruszyć go na naszym blogu. Adresatami niniejszego wpisu są zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ponieważ czy tego chcemy, czy nie, współczesność wymaga heroizmu od wszystkich. Obecnie kobiety choćby z racji pełnienia ważnych ról zawodowych i społecznych na równi z mężczyznami, i tak jak oni uczestnicząc w wirze światowych wydarzeń, podlegają również podobnym wyzwaniom. Zatem i w odniesieniu do kobiet kwestia heroizmu jest bardzo istotna. Prezentowany wpis stanowi rozwinięcie i uaktualnienie oryginalnego tekstu.

Co to jest heroizm?

Przede wszystkim jest rzadko używanym dzisiaj słowem, chyba że w odniesieniu do bohaterów licznych wojen, powstań, bitew i niezwykłych dokonań, jakie miały miejsce w historii m.in. naszego kraju. Pojęcie heroizmu jest stosowane jako synonim najwyższego bohaterstwa, którego mitologicznym pierwowzorem byli herosi – istoty półboskie lub przypominające półboskie dzięki swojej nadzwyczajnej odwadze i poświęceniu. Obecnie, w czasach względnego pokoju i pragmatyzmu „heroizm” dla wielu brzmi staroświecko.

Zwróćmy uwagę, że źródłosłów tego pojęcia jest zawarty w słowie „heroina”, który to narkotyk (stosowany także w medycynie) wprowadza w stan euforii, znosi ból i wywołuje niewrażliwość na przykre doznania – stąd pewnie jego nazwa.

Skoro padło słowo „heroina”, to warto przypomnieć jako ciekawostkę, że kiedyś oznaczało ono także główną bohaterkę utworu literackiego (zwłaszcza sztuki teatralnej, a później również filmu) lub grającą jej rolę aktorkę.

Przykład heroiny – Antonina Hoffman w roli Balladyny  (1868 r.)

W znaczeniu bardziej uniwersalnym i na potrzeby tego tekstu możemy przyjąć, że heroizm to postawa oraz sposób działania, które charakteryzują się gotowością do podejmowania różnych wyzwań, jakie stawia życie, a także wysiłku potrzebnego do konstruktywnego podołania owym wyzwaniom, w tym radzenia sobie z przeciwnościami losu. W praktyce okazuje się często, że potrzebne są przy tym również inne właściwości, jak np. wytrwałość, gdy kolejne podejścia do jakiegoś wyzwania nie prowadzą do oczekiwanego rezultatu i dopiero kolejne próby i nowe sposoby działania mogą doprowadzić do celu.

Kiedy myślimy o słynnych postaciach, jak np. żołnierze walczący przeciwko najeźdźcom, dowódcy itp., to zwykle na pierwszym planie znajduje się ich wizerunek właśnie jako żołnierzy i niewiele wiemy o nich jako ludziach takich, jak my. A to przecież ojcowie i matki, bracia i siostry, koledzy i przyjaciele, osoby borykające się ze swoimi słabościami i trudnymi sytuacjami, jakie niesie życie. Oto kilka przykładów.

 Na zdjęciu powyżej gen. Stanisław Maczek (po prawej) z gen. Dwightem Eisenhowerem. Dowódca 1. Dywizji Pancernej Wojska Polskiego, brał udział w wyzwoleniu Francji, Belgii i Holandii. Na wniosek ponad 40 000 mieszkańców Bredy przyznano mu honorowe obywatelstwo Holandii. Pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii, gdzie po uznaniu rządu komunistycznego w Polsce i rozwiązaniu polskich jednostek wojskowych na Zachodzie, od 1945 r. pozbawiono generała świadczeń kombatanckich. W konsekwencji pracował jako sprzedawca, a potem barman w restauracji hotelowej w Edynburgu. W wieku 102 lat zmarł w 1994 r. Jest przykładem niezłomnej postawy nie tylko podczas działań wojennych, ale także na polu codziennej walki z przeciwnościami.

 

Generał Stanisław Sosabowski, organizator i dowódca 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej WP. Uczestnik bitwy o Arnhem w Holandii. Po zakończeniu wojny pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii, gdzie dołączyli do niego żona i syn, który podczas Powstania Warszawskiego stracił wzrok. Przez 17 lat gen. Sosabowski pracował jako robotnik magazynowy w fabryce silników, a później telewizorów. Jak sam mówił, w magazynie był zwykłym “szeregowym” pracownikiem, a jego koledzy z pracy nawet nie wiedzieli o jego wojennej przeszłości.

 

Rot. Witold Pilecki to postać powszechnie znana, głównie jako ochotnik do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, w którym spędził ponad 2,5 roku, zakładając siatkę konspiracyjną wśród więźniów i przygotowując ją do zbrojnego przejęcia obozu z pomocą oddziałów podziemia wojskowego. Plan ten nie został zrealizowany ze względu na zbyt silną obsadę oddziałów SS w obozie oraz związane z tym wysokie ryzyko przedsięwzięcia. Natomiast raporty sporządzone przez rotmistrza stały się pierwszym tak obszernym i szczegółowym źródłem informacji o sposobie funkcjonowania obozów koncentracyjnych, metodach zagłady stosowanych przez okupanta itd. Można powiedzieć, że rzeczywiste dokonania rot. Pileckiego usuwają daleko w cień Jamesa Bonda i innych fikcyjnych postaci razem wziętych. Niewielu ludzi wie jednak o życiu Witolda Pileckiego w czasach pokoju, które jest wzorcem wartym modelowania. Dlatego poświęcę mu nieco więcej uwagi.

Jako dziecko, a później młodzieniec, Witold musiał poradzić sobie z przemocą domową ze strony ojca i związanymi z nią wieloletnimi urazami. Ojciec zapewniał rodzinie byt materialny, a nawet starał się w ten sposób “wyrównywać” krzywdy powodowane brakiem umiejętności wychowawczych, wyrażania uczuć rodzicielskich, cholerycznym usposobieniem i znęcaniem się nad domownikami. Niemniej dzisiaj można by zapewne powiedzieć o rotmistrzu, że był dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej (DDD). Na szczęście bliskie więzi z pozostałymi członkami rodziny (w tym miłość i wsparcie matki) oraz liczne zasoby wewnętrzne pozwoliły mu stać się jednostką wybitną pod wieloma względami.

Rotmistrz z żoną Marią i córką Zofią. Zanim Maria odwzajemniła jego uczucia, Witold musiał wykazać wiele zaangażowania, wytrwałości i pomysłowości. Był bowiem jednym z wielu kandydatów usilnie starających się o względy tej pełnej uroku nauczycielki.

Witold studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. St. Batorego, rozwijając swoje zdolności malarskie. I choć w wyniku wydarzeń, jakie wstrząsały ówczesnym światem, studiów nie ukończył, to z pewnością rozwinęły one jego wrażliwość estetyczną. Po odzyskaniu w 1926 r. majątku ziemskiego w Sukurczach (Kresy Wschodnie), Witold podjął studia na Wydziale Rolniczo-Leśniczym Uniwersytetu Poznańskiego. Dzięki modernizacji folwarku, zastosowaniu nowoczesnych sposobów upraw, zarządzania i rozwiązań technicznych, zdołał wydźwignąć majątek z ruiny i doprowadzić go do nie spotykanej w tamtym rejonie świetności.

Był także działaczem społecznym i charytatywnym, aktywnym m.in. w Związku Kółek Rolniczych i prowadził bezpłatne wykłady dla okolicznej ludności, udostępniając jej nowinki dotyczące usprawniania i zwiększania wydajności rolnictwa. Sprzeciwiał się przy tym wyzyskiwaniu rolników i zaniżaniu wartości ich produktów przez skupujących. Doprowadził do powstania spółdzielni mleczarskiej, jako organizacji skupującej płody rolne po stawkach opłacalnych dla rolników i następnie sprzedającej je większym odbiorcom, którzy musieli respektować spółdzielnię jako liczące się przedsiębiorstwo. Zorganizował także ochotniczą straż “ogniową”, co było nowością w tamtym rejonie, oraz dbał o jej należyte wyszkolenie i wyposażenie. Wraz z por. Aleksandrem Achmatowiczem utworzył Szwadron Konnego Przysposobienia Wojskowego. Ponieważ w jego skład wchodzili głównie chłopi z biednych rodzin, Witold dofinansowywał ich wyposażenie i inne koszty ze swoich prywatnych funduszy. Szwadron słynął z dobrego wyszkolenia i często wygrywał lokalne zawody konne. Jako ciekawostkę warto dodać, że por. Achmatowicz, który wsławił się udziałem w obronie Płocka podczas wojny z bolszewikami w 1920 r., był polskim Tatarem wyznania islamskiego, z wykształcenia prawnikiem (w tym znawcą prawa koranicznego), oraz senatorem II RP w latach 1928-1930.

Mimo swojej pozycji społecznej oraz osiągnięć wojskowych i cywilnych, Witold zachowywał skromność i powściągliwość w relacjach z ludźmi, także ze swoimi podwładnymi i pracownikami (w szczytowym okresie rozkwitu gospodarstwa zatrudniał 200 osób). Nigdy nie nadużywał swojej władzy i nie dążył do dominacji, bardziej ceniąc sobie przyjazne stosunki z ludźmi. Prowadził spartański tryb życia, rozwijał samodyscyplinę, dbał o sprawność fizyczną i ciężko pracował w gospodarstwie dbając, by dawać dobry przykład innym.

Miałem szczęście przez wiele lat przyjaźnić się z Makarym Sieradzkim, podkomendnym rot. Pileckiego, który po wojnie był razem z nim sądzony w tym samym procesie pokazowym, w wyniku którego Witolda skazano na karę śmierci, a Makarego na dożywocie (uwolniony w następstwie amnestii w 1956 r.).

Makary Sieradzki, zdjęcie wykonane po aresztowaniu w 1947 r. Jego niezwykła historia i osoba zasługują na osobne omówienie.

Dzięki Makaremu jeszcze w okresie PRL po raz pierwszy dowiedziałem się o osobie rotmistrza. Makary, choć sam cieszył się wielkim autorytetem i był otoczony powszechnym szacunkiem, wielokrotnie podkreślał, jak wielką rolę odegrała w jego życiu wieloletnia współpraca i przyjaźń z Witoldem Pileckim, którego stawiał za wzór heroizmu, ale także humanitaryzmu, “wielkości osobistej i duchowej”. Ten przekaz “z pierwszej ręki”, od towarzysza broni i przyjaciela Witolda, potwierdza całkowicie opinie m.in. zatrudnianych przez niego chłopów. Po inwazji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 r. to oni właśnie opiekowali się rodziną Pileckich, całkowicie ignorując propagandę skierowaną przeciwko “polskim kułakom”, do których został oczywiście zaliczony Witold.

Nader często dawni (ale także obecni) bohaterowie bywają idealizowani, niejako odczłowieczani, a ich biografie skupiają się głównie na wielkich, niekiedy nadludzkich dokonaniach. To jednak czyni z nich postaci abstrakcyjne i odległe dla przeciętnego człowieka. Wydaje się też, że będąc “wielkimi”, nie musieli kłopotać się codziennością. Powyższe przykłady jasno pokazują, że jest wręcz przeciwnie. Generałowie Maczek, Sosabowski, ale także Władysław Anders, który po wojnie zarabiał na utrzymanie jako windziarz oraz Kazimierz Sosnkowski, pracujący jako stolarz i robotnik na farmie kanadyjskiej, nie załamali się, ani nie skarżyli na “niesprawiedliwy los”. Gdy czas ich wojskowej i politycznej świetności minął bezpowrotnie, chociaż byli zmuszeni pozostać na emigracji, a ich kraj został przez dawnych aliantów wydany dewastującej tyranii systemu stalinowskiego, oni sami do końca pozostali niepokonanymi wojownikami życia codziennego.

Wyzwania współczesnych mężczyzn i kobiet

Obecnie wspomnianych wyzwań jest coraz więcej i odnoszą się one do wielu sfer – zawodowej, społecznej, rodzinnej itd. Wydawałoby się, że to nic nowego, że tak było od wieków. Jest jednak kilka istotnych cech, które pod względem nasilenia wyzwań, wobec których stajemy dzisiaj, wyraźnie odróżniają współczesność od dawniejszych epok. Warto je wymienić pokrótce, ponieważ pomoże to pełniej zrozumieć czynniki odcinające mężczyzn i kobiety od ich dostępu do wewnętrznego heroizmu.

  1. Ekstremalne tempo zmian we współczesnym świecie. Dotyczy ono postępu technologicznego, ekonomicznego i organizacyjnego, który wymusza ciągłe podnoszenie kwalifikacji i nadążanie za tempem tych zmian, ale dotyczy także przemian społecznych w skali lokalnej i globalnej.
  2. Związany z powyższym lawinowy przyrost informacji, który powoduje przeciążenie i dezorientację. Konsekwencją jest brak poczucia stabilności i wzrost niepewności. Dawne systemy wierzeń porządkujące obraz świata, ale także powszechnie przyjęte kodeksy postępowania (np. kodeks rycerski, czy tzw. “pierwotny porządek rodziny” itp.) ustąpiły postmodernistycznej wizji, która czyni względnymi wszelkie przekonania, wartości, zasady i filozofie. A także normy społeczne i prawne, jak na przykład te związane obecnie z reżimem sanitarnym czy antyterrorystycznym (abstrahując od jego słuszności lub jej braku), co w efekcie prowadzi do radykalnego ograniczania swobód obywatelskich i narzucania niewyobrażalnych jeszcze do niedawna wymogów, ingerencji w życie prywatne itd.
  3. Nasilone poczucie nieprzewidywalności i zagrożenia związane ze wspomnianym brakiem stabilności i kontroli nad niezliczonymi czynnikami zewnętrznymi – od klimatycznych po gospodarcze, społeczne, ustrojowe, zdrowotne, obyczajowe itd.

W przypadku kobiet to zrozumiałe, ale przecież mężczyzna „nie powinien” odczuwać lęku, mężczyzna „powinien” być waleczny, „chłopaki nie płaczą” – powiedziałoby wielu. Więc do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedno istotne obciążenie: tłumienie lęku (czasami wręcz przerażenia), poczucia zagubienia, bezsilności i bezradności, smutku, a nawet rozpaczy, co dotyczy przede wszystkim mężczyzn. Przeżywany przez nich lęk związany jest także z obawą, co się stanie, kiedy mężczyzna nie sprosta oczekiwaniom rodziców, partnerki, przyjaciół, przełożonych, współpracowników czy ogólnie – społeczności, do której należy. Piosenka Danuty Rinn nieustannie o tym zagrożeniu i tej niepewności przypomina. Można ją wprawdzie zbagatelizować, potraktować jako wyraz rozbuchanych i nierealistycznych mrzonek kobiecych, ale usunęłoby to problem jedynie ze świadomości, w jeszcze większym stopniu przenosząc go na poziom nieświadomy, trudniej dostępny i nie podlegający kontroli.

Z napięciem spowodowanym opisaną sytuacją współcześni mężczyźni radzą sobie na różne sposoby, często niestety ucieczkowo (alkohol, i inne uzależnienia, a w najłagodniejszej wersji po prostu wypierając problem ze swojej świadomości i tworząc nad-kompensację w postaci nadmiernie brawurowej postawy wobec życia). Od znajomych lekarzy wiem, że coraz więcej już dwudziestokilkuletnich mężczyzn zgłasza się po pomoc medyczną z objawami psychosomatycznymi, spowodowanymi zbyt wysokim poziomem długotrwałego stresu. Jeśli są bagatelizowane, zaburzenia te często stają się w końcu przewlekłymi chorobami somatycznymi.

Gdzie tu miejsce na heroizm, rycerskość? Gdzie śmiałość i siły niezbędne do tego, by spełnić oczekiwania partnerki, nie mówiąc już o dokonywaniu jakichś „wielkich rzeczy”? Otóż powyższe pytania są niewłaściwie sformułowane i opierają się na błędnych założeniach. „Wielkie sprawy” nie muszą bowiem oznaczać dokonań zmieniających świat, jak wynalazki, ratunek niesiony tysiącom, walka o sprawiedliwość na świecie itp. Przykładem jest mężczyzna marzący o „zrobieniu czegoś istotnego dla świata”, podczas gdy nie potrafi uniezależnić się finansowo od matki emerytki, ani nawiązać trwałego związku partnerskiego. Przy czym obwinia o to „ciężkie czasy” i warunki, które „uniemożliwiają” mu spełnienie w życiu. Co mogłoby być pierwszoplanowym wielkim zadaniem dla niego? Przede wszystkim dokonanie wysiłku w celu uporządkowania swojego życia. Mogłoby to wymagać podjęcia jakichś ważnych życiowych decyzji, rezygnacji z wygodnictwa i przejęcia odpowiedzialności za swoją sytuację.

Docieramy tu do istoty sprawy, która polega na tym, że czasami otwarcie się na swoje uczucia i głębokie potrzeby może wydawać się trudniejsze niż przetrwanie na polu bitwy. Budowanie bliskich trwałych związków może być większym wyzwaniem, niż kariera i sukcesy zawodowe. Przykładem mogą być postaci „samotnych jeźdźców” czy rewolwerowców granych np. przez Clinta Eastwooda czy Charlesa Bronsona. „Niesamowity jeździec” pojawia się znikąd, broni słabszych, rozprawia się z „czarnymi charakterami”, odnajduje miłość (piękne kobiety) i… samotny odjeżdża w nieznane. We wspomnianych filmach  taki bohater albo boi się utracić wolność poprzez związek z kobietą, albo stracił w przeszłości ukochaną i teraz unika podobnych potencjalnych strat i bólu, lub też tak przyzwyczaił się do samotności, że nie potrafi się odnaleźć w bliskich relacjach.

Heroizm dzisiaj

Tak więc obecnie heroizm obejmuje o wiele większy zakres znaczeniowy, niż w dawnych, tradycyjnych ujęciach. Obecnie w dużym stopniu składają się na niego:

  1. Rozwijanie samoświadomości. Rozwój technologii i „panowania” nad przyrodą stanowi wielką pokusę – łatwiej jest poznawać tajniki świata zewnętrznego, niż samych siebie. To prostsze opanowywać coraz to nowy sprzęt, gadżety i instrukcje do nich, niż własne świadome i nieświadome konflikty, kompleksy, tęsknoty i im podobne. Wejrzenie w siebie wymaga odwagi, lecz bez niego ludzie nie byliby w stanie rozwiązać problemów własnych ani bliskich osób, nie mówiąc już o światowych. Wiadomo dzisiaj, że znaczna część przekonań i wartości (oraz powiązanych z nimi emocji) posiadanych przez jednostki i grupy ma charakter nieświadomy. Ale w dużym stopniu to one właśnie określają ramy naszych możliwości i ograniczeń oraz motywują nas lub demotywują do działania. Dlatego ich rozpoznanie ma tak olbrzymie znaczenie. Do tego zaś potrzebna jest pogłębiona samoświadomość. Z kolei z jej rozwojem jest związana:

  1. Gotowość do konfrontacji ze swoimi lękami, ograniczeniami, słabością. Jest to również gotowość do spotkania „oko w oko” swojej depresji, o której w odniesieniu do mężczyzn wreszcie zaczęto otwarcie mówić i pisać (np. Terrence Real: Nie chcę o tym rozmawiać. Jak przerwać dziedziczenie męskiej depresji. Warszawa: Czarna Owca 2009). Tytuł tej książki wskazuje na bardzo ważny aspekt sprawy, o której mówimy – na fakt, że kolejne pokolenia mężczyzn przekazują następnym pewną „chorobę duszy” wraz z tabu, jakie ona w sobie zawiera. Dlatego heroizm współczesnych mężczyzn polega w z dużej mierze na przekraczaniu tego tabu. Na rezygnacji z pozornej siły i władzy, jaką dawały im dotychczas mechanizmy obronne w postaci zaprzeczania, wypierania, odcinania się od emocji, zachowań ryzykownych, brutalności wobec siebie i innych itd. Zrzucenie tej skorupy na początku prowadzi do bólu i cierpienia. Może się wtedy wydawać, że “staję się nagi i bezbronny”, „to koniec, rozpadam się, tracę swoją tożsamość”, “unicestwiam się” itp., jak niejednokrotnie słyszałem od moich klientów w psychoterapii czy coachingu. Jest to jednak konieczna faza przejściowa i jeśli nie cofniemy się, jeśli wytrwamy w tym procesie zmiany, to w końcu docieramy do pokładów swojej prawdziwej siły. Osiągamy stan naturalnej mocy i równocześnie wrażliwości. Odnawiamy łączność ze swoim CENTRUM, które Aleksander Lowen nazywał „rdzeniem” lub po prostu „sercem”. Jest ono źródłem miłości, radości, pasji poznawania i kreatywności oraz siły “wyższego rzędu”. Wtedy rozpoczyna się budowanie pełnej mocy i zarazem czułości więzi z samym sobą, z bliskimi, ze światem. Jest to jak wyprawa po złote runo, ukryte w sobie. Pokonanie przeszkód na drodze do tego skarbu wymaga nie lada heroizmu.
  2. Otwarta komunikacja z bliskimi.. Mówienie o swoich uczuciach, głębokich potrzebach, obawach ale też radościach, marzeniach itp. zwiększa bliskość w związku, pogłębia zaufanie i jego intymność. Dla „twardych” mężczyzn stanowi to spore wyzwanie, ponieważ pod tą metaforyczną „twardością” często kryje się lęk przed śmiesznością, słabością, zranieniem, wykorzystaniem. Zresztą kulturowe stereotypy dotyczące „męskiego” charakteru nie tylko dopuszczają, ale wręcz narzucają jego wzorzec jako wprawdzie bardziej gruboskórny, jednak też bardziej odporny, wytrzymały, mocniejszy. Dlatego bohaterstwo dzisiejszych mężczyzn dotyczy także rozwijania pogłębionej samowiedzy i akceptacji faktu, że przeżywanie uczuć to nie słabość.

Strach to reakcja, odwaga to decyzja – Casey Ryback (Steven Seagal) w filmie “Liberator”.

  1. Przełamywanie kulturowych stereotypów na swój temat. Znamy je aż nadto dobrze, więc nie ma potrzeby omawiać ich bardziej szczegółowo, ale jeden zasługuje na szczególne zwrócenie uwagi. Jest to milczące założenie, że to, co kobiece („babskie”) jest w jakiś sposób gorsze i nie przystoi mężczyźnie. Pilną potrzebą jest, by mężczyźni rozpoznali i zintegrowali w sobie swój aspekt kobiecy (wrażliwość, emocjonalność itd.), a w skali świata wsparli połączenie męskiej wiedzy i mocy z kobiecą mądrością, intuicją i siłą. Do tego potrzebna jest odwaga przekroczenia ograniczających przekonań na temat polaryzacji tego, co męskie i tego, co kobiece, a która stereotypowo wydaje się nie do pokonania.

Podróż bohatera i bohaterki

Rozwijanie tak rozumianego heroizmu wymaga przyjęcia tego wezwania, jakie kieruje do nas współczesny świat. Jest to wezwanie do przemiany, pozwalającej uwolnić się od ograniczających schematów dotyczących pełnionych ról, tego co wolno czuć, a czego nie itd. Gdy przyjmujemy takie wezwanie, przestępujemy próg i wchodzimy na „ścieżkę bohatera”, jak to określa Robert Dilts [1]. Ta ścieżka prowadzi na teren nieznany, gdzie można napotkać różne przeszkody, niekiedy personifikowane w postaci „demonów” czy “potworów” stających na drodze do celu. Czasem są one przerażające, a innym razem uwodzące, usiłujące sprowadzić z drogi prowadzącej do celu, jak głosy syren zwodzących Odyseusza i jego towarzyszy podróży.

Czasem przeszkody mają charakter zewnętrzny, ale najczęściej to nasze własne lęki, zwątpienia, brak motywacji, samo usprawiedliwianie się itp. Potrzebne jest zatem przekształcenie tego rodzaju „demonów”, aby ich energia zamieniła się w siłę wspierającą dążenie do celu.

Metafora podróży bohatera jest bardzo stara i powszechnie obecna w mitach, legendach i baśniach na całym świecie, a współcześnie została upowszechniona m.in. przez antropologa i religioznawcę Josepha Campbella [2]. Dobrze, że została przypomniana, ponieważ współcześni mężczyźni są w większości odcięci od swoich archetypowych korzeni oraz dziedzictwa doświadczeń i mądrości przodków. Oczywiście przypomnienie to za mało, teraz pozostaje wcielić tę wiedzę w życie.

Jak heroinie mogą inspirować herosów

W jaki sposób kobiety mogą wspierać w tym swoich mężczyzn? A ci mężczyźni to przecież nie tylko partnerzy życiowi, ale także bracia, synowie, współpracownicy czy przyjaciele. Po pierwsze, krocząc własną ścieżką bohaterki, stając się “heroiniami”, kobiety są żywym przykładem do naśladowania i źródłem inspiracji dla mężczyzn. Znane mi są np. przypadki, gdy mężczyźni zainspirowani rozwojem swoich partnerek, łączą siły i organizują się w różnego rodzaju grupy rozwojowe, kręgi mężczyzn itp. Nie chcą zostawać w tyle za swoimi kobietami i przy okazji sami na tym wielce korzystają.

Po drugie, kobiety mogą pomagać mężczyznom wykazując, że podróż bohatera wcale nie musi oznaczać totalnej “zagłady” swojej osobowości, po której już nawet nie wiadomo, kim się jest. Zmiana może bowiem polegać np. na uwolnieniu się od jakiegoś przeszkadzającego nawyku, na choćby niewielkiej modyfikacji stylu życia, na wprowadzeniu nowej jakości w komunikacji z partnerką i innymi osobami itd. Mężczyźni potrzebują zrozumieć, że zmiana nie oznacza utraty czegoś, co mieli do tej pory, lecz zyskanie czegoś więcej, oprócz tego, co było im dostępne wcześniej. A to jest zasadnicza różnica. Ale nie sposób się o tym przekonać, zanim nie przekroczymy progu. To właśnie przekraczanie tego rodzaju progów – mniejszych i większych – czyni z nas herosów i heroinie dnia powszedniego. Trafnie oddaje tę ideę wiersz Marii Konopnickiej, której bohaterstwo życiowe może być wzorcem dla nas wszystkich. Utwór pochodzi z mało znanego zbioru, raczej nie nauczanego w szkołach, pt. „Głosy ciszy”. Niechaj będzie on poetycką puentą niniejszego wpisu:

Potęgą własnych nie gardź sił,

Lecz – nie mów: cuda stworzę,

Bo ten, co wielki w czynach był

Największym jest w pokorze.

 

A bohaterskich wieńców wart,

Choć go nie sławią chwalce,

Ten, co zachował duszy hart

W codziennej życia walce.

 

Bibliografia

Campbell J. (2007). Potęga mitu. Kraków: Znak, s. 144-189.

Dilts R. (2006). Od przewodnika do inspiratora, czyli coaching przez duże „C”. Warszawa: Wydawnictwo PINLP, s. 245 -254.

Tracki K. (2014). Młodość Witolda Pileckiego. Warszawa: Wyd. Sic!

Wasztyl B., Krzyszkowski M. (2019). Pilecki. Śladami mojego taty (rozmowy z Andrzejem Pileckim). Kraków: Znak.

 

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *