7 i 21 marca 2022 odbyły się dwa powiązane ze sobą seminaria online prowadzone przez jednego z czołowych przedstawicieli świata NLP, Richarda Bolstada oraz jego życiową partnerkę, Julię Kurushevę. Pierwsze spotkanie dostarczało informacji o podstawowych aspektach udzielania wsparcia osobom w sytuacjach kryzysowych, ze szczególnym uwzględnieniem uchodźców z terenów objętych działaniami wojennymi. Drugie podkreślało wagę pomagania tym, którzy niosą pomoc innym.
Julia Kurusheva
Richard posiada wyższe wykształcenie w dziedzinie pielęgniarstwa i uzyskał doktorat z hipnozy klinicznej. Specjalizuje się m.in. w zastosowaniu NLP dla pomocy ofiarom kataklizmów (np. tsunami w Samoa w 2009 i w Japonii w 2011) oraz dla osób na terenach wojennych (m.in. w Bośni-Hercegowinie i w Czeczenii). Julia posiada wykształcenie inżynieryjne w zakresie elektronicznych technik medycznych. Jest również uznaną trenerką i twórczynią autorskich projektów w obszarze zróżnicowanych zastosowań NLP. Oboje są certyfikowanymi instruktorami Chi Kung. Mieszkają w Nowej Zelandii.
Richard Bolstad
Zalecenia, jakie Richard i Julia przekazywali na temat udzielania pomocy uchodźcom, ale także samym pomagającym, mogą się wydawać proste, wręcz trywialne. Jednak to, co oczywiste, właśnie przez swoją prostotę może zostać łatwo zapomniane i zaniedbane. Widząc skalę dramatów przeżywanych przez osoby pokrzywdzone, pomagający mogą nieświadomie zakładać, że powinni zrobić coś szczególnego, nadzwyczajnego, znacznie więcej, niż robią, żeby ich pomoc była adekwatna do stopnia trudów i cierpień, z jakimi borykają się ich podopieczni. Że powinni zastosować jakieś potężne i być może skomplikowane metody – na miarę problemów osób, których świat runął w gruzy. Tymczasem już sama obecność pomagających, proste życzliwe gesty, okazywanie troski i zrozumienia stają się antidotum na stres wojenny (czy jakikolwiek inny). Często nie ma nawet możliwości wykorzystać bardziej złożone metody NLP, czy w ogóle techniki wsparcia psychologicznego. Zresztą osoby, których byt został zagrożony, nie tego oczekują. Skupiają się – co jest w pełni zrozumiałe – na swoich potrzebach przetrwania. Większą wartość może mieć na tym etapie pomoc w zdobyciu bezpiecznego transportu, w dodarciu do punktów informacyjnych, w skontaktowaniu z odpowiednimi instytucjami itp. Na bardziej zaawansowaną pomoc psychologiczną przyjdzie jeszcze czas.
Żeby pomagający mogli jak najlepiej wypełniać swoje zadania, potrzebna jest jednak pomoc im samym. Trzeba pamiętać, że część z nich to osoby nie posiadające odpowiedniego przygotowania do niesienia pomocy w sytuacjach ekstremalnych i w dodatku przez dłuższy czas. Wielu wolontariuszy potrzebuje więc podstawowych wskazówek i wiedzy na temat dbałości o własną higienę psychiczną. W przeciwnym razie syndrom wypalenia może pojawić się szybciej, niż można by się spodziewać. Z kolei stały (lub częsty) kontakt z ludzkimi dramatami i cierpieniem powoduje wtórny stres pourazowy, który stanowi podobne obciążenie psychiczne i psychofizyczne, jak pierwotny stres w przypadku bezpośrednich ofiar wojny. Niektórzy tłumaczą to zjawisko aktywnością neuronów lustrzanych, które wywołują u obserwatorów (pomagających) podobne stany, jakie przeżywa osoba obserwowana (ofiara). Inni wolą tłumaczyć omawiane tu zjawisko siłą działania reprezentacji zmysłowych, automatycznie tworzonych w umyśle pomagających pod wpływem budzących grozę opowieści oraz obserwacji stanu, w jakim znajdują się poszkodowani.
Niezależnie od interpretacji teoretycznych najważniejsze jest jednak, że połączenie wypalenia z wtórnym stresem pourazowym (czy traumą zastępczą) tworzy mieszankę, której skutkiem może być głębokie “wyczerpanie współczuciem”. Zwykle narażeni są na nie specjaliści w dziedzinie pomagania, którzy na co dzień stykają się z ludzkim bólem i cierpieniem. A także członkowie rodzin, którzy długoterminowo opiekują się swoimi chorymi lub niepełnosprawnymi bliskimi. Obecnie jednak ryzyko tego rodzaju stało się także udziałem tysięcy ludzi zwykle wykonujących zupełnie inne zadania zawodowe i życiowe. Ale nawet “weterani” profesjonalnej pomocy, którzy – wydawałoby się – są z racji swojego zawodu “zaprawieni w boju”, również mogą łatwo przekroczyć “cienką czerwoną linię”. Psycholog, psychoterapeuta, lekarz, i im podobni codziennie mają do czynienia z problemami innych ludzi. Wyobraźmy sobie, że w ciągu weekendu jadą na granicę pomagać uchodźcom lub zajmują się pomocą im już po przybyciu w głąb kraju. Po weekendzie jednak muszą wrócić do pracy ze swoimi pacjentami, po czym przychodzi kolejny weekend i tak dalej. Nie ma wtedy możliwości na odpowiednią regenerację, na przerwę w pomaganiu, na naładowanie swoich akumulatorów. Bywają oczywiście wyjątkowe sytuacje, kiedy tak trzeba i trudno znaleźć inne wyjście. Ważne jest jednak, żeby najszybciej jak to możliwe zatroszczyć się również o siebie.
Na tym etapie, na pierwszy plan wysuwa się zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb, jak wyspanie się, odpowiednie odżywianie, relaks itp. Richard wprowadza również pojęcie “kontroli symbolicznej”, która oznacza, że w sytuacji gdy mamy poczucie, iż tak niewiele od nas zależy i tak niewiele możemy zrobić, dobrze jest się zająć choćby drobiazgami, na które mamy wpływ: uporządkowanie swojego biurka, odkurzenie pokoju, pozmywanie naczyń, opróżnienie dysku komputera ze śmieciowych informacji, pójście do fryzjera itp. Każda z tych czynności daje wymierny efekt, zwiększa komfort i… przywraca poczucie, że panujemy nad zróżnicowanymi aspektami naszego życia i świata (przynajmniej tego najbliższego).
Warto także zadbać o osobistą opiekę zdrowotną. Ponieważ osoby pomagające stykają się z dużą ilością ludzi, często w “spartańskich” warunkach, ma sens zafundowanie sobie badań medycznych, od morfologii, poprzez testy na obecność różnych patogenów i pasożytów, po sprawdzenie ew. niedoborów witamin i minerałów. Poza tym, pomocne jest spędzanie czasu wśród bliskich, przyjaznych, lub choćby życzliwych nam ludzi, już “bez żadnego pomagania”, by po prostu ze sobą pobyć, porozmawiać, być może także pomilczeć, pospacerować, ucztować itp. Jeśli po okresie ciągłego przebywania z ludźmi mamy potrzebę samotności, jest to zrozumiałe, niemniej wcześniej czy później pojawi się pewnie potrzeba opisanego wyżej niezobowiązującego kontaktu z innymi, który warto sobie zapewnić.
Wszystko to sprzyja rozwojowi rezyliencji, czyli odporności psychicznej, która pozwala konstruktywnie radzić sobie z wyzwaniami, jakie niesie życie. Składają się na nią wielorakie czynniki, które poszczególni autorzy opisują z różnych perspektyw. Istotne jest przy tym, że rezyliencję można rozwijać i wzmacniać, oraz że istnieją konkretne, praktyczne narzędzia, które można w tym celu wykorzystać. Powyżej przedstawionych jest kilka przykładowych opracowań na ten temat. Oczywiście książka Richarda jest utrzymana w duchu NLP i posługuje się jego terminologią. Niemniej z każdej można zaczerpnąć interesujące pomysły i metody rozwijania odporności psychicznej. A ta jest dzisiaj na wagę złota.