Już w początkowej fazie kursu Praktyk NLP zapoznajemy się z modelem poziomów neurologicznych, zwanych często również „logicznymi” i uczymy się stosować go w komunikacji, w rozwiązywaniu problemów, podczas diagnozy sytuacji, w czasie szukania przeszkód na drodze do realizacji celu, poszukując zasobów itd. Później, już w działaniu, mamy okazję odkryć jego użyteczność w zróżnicowanych kontekstach. Wydawałoby się więc, że jest to uniwersalny model, powszechnie przyjęty w środowiskach NLP. Okazuje się, że nie, wręcz przeciwnie – model ten ma zaciekłych przeciwników, od których dostaje się również „w skórę” jego twórcy, Robertowi Diltsowi.
Jednym z jego krytyków jest dr Wyatt Woodsmall, autor tekstu pt. So Called Logical Levels and Systemic NLP, dostępnego pod linkiem.
Za Woodsmallem również inni autorzy NLP krytykują Diltsa i jego model. Wśród nich znalazł się sam John Grinder, choć w tym przypadku warto wziąć pod uwagę spostrzeżenie Michaela Halla, że Grinder krytykuje większość tego, co inni autorzy nazywają dziś NLP i co zostało rozwinięte w tej dziedzinie po roku 1980. Czyli gdy na dobre (choć to słowo nie najlepiej tu pasuje) rozeszły się jego drogi z Bandlerem. Co więcej, Grinder krytykuje nawet naszego słynnego rodaka, praojca NLP – Alfreda Korzybskiego. Zarzuca mu m.in., że jego metafora „mapa nie jest terenem”, jest nieścisła i wprowadza w błąd, bo tak naprawdę, to „teren nie jest terenem”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Trochę trywializuję tutaj ten temat, ale gdy „wielkie autorytety” zachowują się jak dzieci w piaskownicy, kłócące się o to czyja foremka jest lepsza (okrągła czy trójkątna), to trudno mi zachować pełną powagę.
Skarbnicą zarzutów dokonanych przez Grindera pod adresem całego współczesnego nurtu NLP jest napisana przez niego wspólnie z Carmen Bostic St. Claire książka pt. Whispering in the Wind, wydana w 2001 r., której tekst w PDF jest dostępny pod linkiem.
Zdaniem Grindera, NLP = modelowanie. I tyle. Wszystkie programy certyfikacyjne, organizacje, wszystkie narzędzia, projekty badawcze, wszystkie osiągnięcia dokonane w tej dziedzinie (bez jego udziału), to nie NLP. Bowiem w czystej postaci jest ono tylko modelowaniem, a więc bieżącym, nieustającym procesem dekodowania kompetencji. Widać więc, że czas dla niego zatrzymał się na latach 70. ubiegłego wieku i Johny nie zauważył, że NLP ma już prawie 40-letnią historię i dorobek. Przez ten czas wydarzyło się bardzo wiele na tym polu, a „tatuś” (by nie powiedzieć „dziadziuś”) najwyraźniej nie potrafi się pogodzić z tym, że jego „dzieci”, a nawet „wnuki” idą własną drogą i rozwijają NLP w sposób, którego on nie pobłogosławił.
Każdy system myśli, a tym bardziej każda dziedzina stosowana, do których trzeba zaliczyć również NLP, podlega naturalnemu procesowi przemian (z udziałem kolejnych pokoleń jego przedstawicieli), a także koniecznej formalizacji i standaryzacji. Można ubolewać, że zanika wtedy w znacznym stopniu duch pierwotnej awangardy, która dany system powołuje do życia, ale z drugiej strony ustalenie niezbędnych struktur organizacyjnych i formalnych jest konieczne, żeby w ogóle mógł on przetrwać i zachować swoją odrębność. Dobrym przykładem tego mechanizmu są początki chrześcijaństwa. W tamtych czasach istniała na terenie Rzymu, Grecji, Afryki Pn. i Bliskiego Wschodu niezliczona ilość kultów misteryjnych i ruchów mistycznych, które różniły się między sobą tradycją i szczegółami, ale ich cechą wspólną był brak ram organizacyjnych. Były to często pojedyncze szkoły i mistrzowie stojący na ich czele, zachowujące daleko posuniętą swobodę i odrębność, ale też hermetyczność. To samo dotyczyło wielu odłamów chrześcijaństwa gnostyckiego i pochodnych. Jedynie Kościół obrządku łacińskiego (a potem także bizantyjskiego) rozwijał się w oparciu o zupełnie inne zasady, tworząc złożoną i hierarchiczną organizację na wzór administracji Cesarstwa Rzymskiego. Kościół przykładał również wielką wagę do kodyfikowania i archiwizowania własnej historii, filozofii, teologii, procedur itd. Dzięki temu przetrwał do dziś, podczas gdy starożytne ogniska kultów misteryjnych dawno wygasły, a część ich dorobku została wchłonięta przez chrześcijaństwo w drodze tzw. inkulturacji. Gdyby rozwój NLP miał nadal przebiegać tak, jak u swego zarania, to pewnie ograniczałby się on nadal do wąskiego grona pasjonatów, przewodzonego przez coraz bardziej sędziwych liderów. O ile w ogóle by przetrwało. Biorąc pod uwagę animozje między „ojcami założycielami”, byłoby to raczej mało prawdopodobne. Jego dorobek w pewnym momencie rozpłynąłby się pewnie wśród innych koncepcji, szkół itp.
Wróćmy jednak do modelu poziomów neurologicznych i jego krytyki. Jeden z zarzutów stawianych przez Woodsmalla głosi, że nie, no tak w ogóle to użyteczny i ciekawy model, ale brak jego operacjonalizacji, czyli opisu, jak go dokładnie używać. Jak to możliwe, skoro my to wiemy? Kilka osób z naszego grona uczestniczyło w serii warsztatów prowadzonych przez Diltsa, i za każdym razem widzieliśmy model poziomów logicznych stosowany praktycznie w coraz to nowy sposób. Pozornie mogłoby się wydawać, że Robert podczas każdego warsztatu odwołuje się do tego samego – właśnie omawianego tu modelu. W rzeczywistości jednak za każdym razem pokazuje trochę inne jego aspekty i zastosowania. Dlatego nie tylko nigdy nie nudziliśmy się podczas prowadzonych przez niego zajęć, ale odkrywaliśmy nowe wymiary tego, co wydawało nam się, że już w pełni znaliśmy. Geniusz Diltsa polega m.in. właśnie na tym, że potrafi przełożyć na praktykę wszystko, czego naucza.
Woodsmall twierdzi również, że czuje się zagubiony, bo nie ma gotowego klucza, który pozwoliłby mu wiedzieć, na którym poziomie ma pracować – metodą prób i błędów, eksperymentując? Czy może od razu zaczynać od poziomu tożsamości, skoro to tak wysoki w hierarchii poziom? Panie doktorze – chciałoby się powiedzieć – zapraszamy na nasz kurs Praktyka, gdzie dajemy precyzyjne wskazówki, jak to rozpoznawać, a potem przez cały czas jego trwania ćwiczymy tę umiejętność. „Poziomy logiczne nie są tym, co głosi ich nazwa” – powiada Woodsmall. Brawo! Wspaniale! Tak jest, już Korzybski podkreślał, że słowa nie są rzeczami, które opisują. I nie zauważyłem, żeby Dilts twierdził inaczej. Nie uważa też swojego modelu za coś więcej, niż proste (uproszczone) narzędzie teoretyczne (mapę), które może być pomocne tym, którzy je zrozumieją i uznają za użyteczne w swoim myśleniu i działaniu.
Rzeczywiście, może jego nazwa nie jest najlepiej dobrana, jak zauważa Woodsmall. Przez to staje się mało czytelna dla laików. Ale to samo można powiedzieć o takich pojęciach, jak „superego” (psychoanaliza), „skrypt” (analiza transakcyjna), „schematy poznawcze” (terapia poznawczo-behawioralna) itp. Nie da się uniknąć pewnej sztuczności języka danej specjalistycznej dziedziny. Jeśli np. przedstawiciel cybernetyki, przed czym przestrzega Woodsmall, czytając o modelu poziomów logicznych dojdzie do wniosku, że to bzdury, bo w jego dziedzinie poziomy logiczne znaczą coś zupełnie innego, będzie to tylko świadczyło o jego nieznajomości NLP. Podobna sytuacja ma miejsce wtedy, gdy np. rehabilitant powie do swojego pacjenta (dajmy na to psychologa): „dokonam na panu manipulacji”. Pacjent-psycholog może wtedy pomyśleć „albo mam do czynienia z psychopatą, albo to kiepski żart”, rozumiejąc słowo „manipulacja” zgodnie z tym, jak jest ono definiowane w jego dziedzinie. Jednakowoż w rehabilitacji i dziedzinach pokrewnych „manipulacja” oznacza manualny zabieg, który ma na celu np. rozluźnienie przykurczu, przywrócenie prawidłowej postawy ciała itp. Zatem nie da się całkowicie wyeliminować nieporozumień wynikających ze specyficznych znaczeń związanych z pojęciami specjalistycznymi. Zwykle mówię o „modelu poziomów logicznych według Diltsa”, i sprawa jest jasna. Podobnie jak w przypadku semantyki ogólnej Korzybskiego, ponieważ „semantyka” w językoznawstwie oznacza coś zupełnie innego.
To tylko niewielka próbka zarzutów stawianych Diltsowi z powodu modelu poziomów logicznych. Daje ona jednak ten pikantny posmak animozji, które czasem wydają się wykraczać poza kwestie merytoryczne i mieć więcej wspólnego z konfliktem interpersonalnym, czepianiem się słówek, emocjami, niż rzeczową dyskusją. Niestety rzutują one wtórnie na kwestie merytoryczne, ponieważ powodują zamieszanie, a potencjalnym zainteresowanym jeszcze bardziej utrudniają zrozumienie, o co w tym NLP chodzi. Wymiana poglądów, w tym krytycznych, powinna jak najbardziej mieć miejsce, ale dokonywać się np. podczas dyskusji panelowych, czy opublikowanego dwugłosu, gdy wszystkie strony mają możliwość wypowiedzieć się na dany temat, rysując w ten sposób jego pełniejszy obraz. W dodatku taka forma sporu jest nastawiona na współpracę i tak też jest to odbierane przez otoczenie. Zazdrość, rozgrywki personalne, rywalizacja skierowana przeciwko komukolwiek nie powinny mieć w tym przypadku miejsca. Jeśli NLP ma budować swoją reputację, to m.in. przez wzmacnianie spójności swojego środowiska, a także kultury współpracy i wymiany.
Niestety, jak zauważa Michael Hall, twórcy NLP sami wykreowali negatywny model w tym względzie – nie potrafili zastosować do samych siebie swoich doniosłych odkryć dotyczących komunikacji. Krótko mówiąc, nie mogli się dogadać między sobą i zakończyli współpracę w momencie bardzo niekorzystnym dla nurtu NLP. Nie byli w stanie stanąć na jego czele i stać się jego moralnymi autorytetami. Pozbawione liderów NLP uległo znacznemu rozproszeniu, a niektóre jego środowiska – przykrym wypaczeniom. Do dziś borykamy się z tą trudną spuścizną. To ważne, że ta sytuacja (w tym odpowiedzialność Bandlera i Grindera) została wreszcie nazwana po imieniu, i to przez jednego z najbardziej zasłużonych autorów NLP.
Więcej informacji na temat tego niechlubnego aspektu historii NLP można znaleźć tu.
Dobrze jest mieć samokrytyczne spojrzenie na NLP i znać trudne aspekty dziejów dziedziny, którą się zajmujemy. Z jednej strony rozwijamy w ten sposób większą samoświadomość, z drugiej – może być łatwiej unikać błędów popełnionych już (czasem nadal popełnianych) przez innych, a zamiast tego budować lepszą jego przyszłość.
Benedykt Krzysztof Peczko